poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Napady obżarstwa

Stało się...

Od około miesiąca, może dwóch nie miałam napadu żarłoczności. Moje życie było w miarę spokojne, nie było dużych sytuacji stresowych. W weekend było inaczej. Rodzice bardzo ale to bardzo mnie wkurzyli. Jak zwykle potraktowali mnie jak 12 - latkę a nie dorosłą osobę: mam być na każde zawołanie, nie mam prawa mieć własnych planów, nie mam prawa odmówić :(.

Poskutkowało to 2 dniami żarcia. Wszystkiego co się nasunęło pod rękę. Z ogromnymi wyrzutami, bólem żołądka, nienawiścią do siebie samej. Wpierdzieliłam całą czekoladę, której miałam nie ruszać i oddać przy najbliższej okazji. Zawiodłam siebie i Narzeczonego. Dodatkowo matka ciągle mi robiła nad uchem uwagi co do tego, że jestem tłusta, nie schudnę do ślubu, jestem zaniedbana (bo nie latam co 5 minut do fryzjera, spa, kosmetyczki i solarium jak ona) i wszystko co złe jest moją winą. A ja ze łzami w oczach sięgałam po 6 z kolei kanapkę z rzędu...

Czuję do siebie kompletny wstręt. Chciałabym schudnąć, przynajmniej nie mieć nadwagi. Ale nie jestem w stanie przestać jeść gdy odzywa się syndrom :(. Czuję się wtedy strasznie nieszczęśliwa, nieatrakcyjna, do niczego. Nie jestem w stanie zapanować nad moimi odruchami. Czuję że jestem uwięziona w swoim ciele a ono chce jeść, jeść i jeść. Ja krzyczę "zostaw to!" ale ono mnie nie słucha...

Wkurzają mnie ludzie, którzy piszą w Internecie rzeczy typu "ale spasła świnia, wystarczyłoby nie jeść" czy "tylko 5% ludzi jest otyłych z powodu hormonów reszcie się nie chce o siebie dbać". Mam wtedy ochotę wsadzić takiego/taką w moją skórę gdy mam napad jedzenia kompulsywnego. Gdy targają okropne emocje, gdy się walczy z własnym ciałem i przegrywa się a później nienawidzi siebie. Bo tu chodzi o psychikę, chorą głowę, sytuacje ciągnące się latami, które do tego doprowadziły. Strasznie ciężko być chorym na syndrom jedzenia kompulsywnego. Teraz mimo wszystko napady zdarzają mi się stosunkowo rzadko, pamiętam moje kilkudniowe orgie z jedzeniem. Czasem miałam napady 3 - 4 razy w tygodniu. Aż dziwne, że nie ważę 100 kg :(.

Na razie staram się podnieść. Odbić od mojego dna. Walczyć z tym dalej. Może i przegrałam bitwę ale postaram się wygrać wojnę.

10 komentarzy:

  1. Wiesz co myslę? Że ciało jest mądre i jest Twoim przyjacielem.

    A czy nie jest trochę tak, że wcześniej się odchudzałaś, przed napadem?
    Odchudzanie, czy nawet jakieśtakie kombinowanie z jedzeniem w stronę 'zrzucenia wagi' - tego rodzaju myslenie samo w sobie prowadzi do napadów.

    Czy nie myslałaś o tym, aby zanim się pobierzesz, zamieszkać sama, bez własneh rodziny i zobaczyć jak Ci się jest samej ze sobą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odchudzałam się intensywnie :), jadłam wszystko oprócz słodyczy, fast foodów (których nadal nie tknęłam) i nie piłam sztucznych napojów (do dzisiaj). Przeżyłam nie raz głodówki i diety poniżej 1000 kcal więc zapewniam, że to nie był atak głodu, po ok 14 latach BED jestem w stanie rozróżnić napad kompulsywny od zwykłego głodu "odchudzania".

      Niczego bardziej nie pragnę niż wyprowadzenia się z tego chorego domu, niestety nadal nie wiadomo czy będę mieć staż (biurokracja..) a mój Narzeczony nie znalazł pracy ale jak znajdzie, hop siup! Już nas nie ma :D

      Usuń
  2. wiesz, coś jest w tym zdaniu "tylko 5% ludzi jest otyłych z powodu hormonów reszcie się nie chce o siebie dbać". nie jesteś otyła z powodu hormonów, prawda? chciej to zmienić! wszystko jest w twojej głowie, ale jeżeli naprawdę będziesz chciała to zmienić, to nawet uwagi twojej mamy nic nie zmienią w twoim postanowieniu! też kiedyś obżerałam się jak świnka i to właśnie z powodu rodziców, i dopóki naprawdę nie chciałam tego zmienić, byłam gruba. aż w końcu zachciało mi się o siebie zadbać, nie tylko o ciało, ale przede wszystkim o psychikę, i o dziwo podziałało. będzie dobrze, mam nadzieję, że taka sytuacja się już u ciebie nie powtórzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniam, zmieniam, kiedyś naprawde była masakra :), teraz widzę naprawdę znaczną poprawę ale jednak trochę minie nim będę mogła powiedzieć że to już za mną.

      Usuń
  3. kurczę, strasznie mi przykro że musiało do tego dojść :( domyślam się, jak się wtedy czułaś... rodziców niestety się nie wybiera, najlepiej jest olewać ale czasem po prostu się nie da i nerwy puszczają...
    nie poddawaj się nigdy, skoro wytrwałaś bez napadu prawie 2 miesiące, to znaczy, że dasz radę i dłużej. Nigdy nie wątp w siebie! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa :). Jest coraz lepiej więc kiedyś w końcu ten koszmar się skończy. Myślę, że jak się w końcu wyprowadzę z domu będzie lepiej dla mojej psychiki.

      Usuń
  4. miałaś świetny temat pracy magisterskiej, z chęcią bym się za napisanie takiej pracy wzięła :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A nie mogłabyś jakoś nad soba pracować, żeby tak bardzo cię nie dotykało to, co mówią inni? Jakoś to olewać albo coś? Po tylu latach jeszcze się nie przyzwyczaiłaś, ze matka jest taka, a nie inna, że jej gadanie jest na porządku dziennym? Nie uodporniłaś się jeszcze na to? Ja bym chyba przywykła i po jakimś czasie by po mnie spływało to, co mówi matka, kolega, czy sąsiadka. Nie jest trochę tak, że ty się nad sobą za bardzo użalasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym, że ja nad tym pracuję od liceum i jest coraz lepiej :). Niestety, czasami matka mnie doprowadza do załamania nerwowego, tym bardziej, że rodzina się jej boi i jest przeciwko mnie. Nie jestem na tyle odporna by po kilkunastu latach znęcania się psychicznego i fizycznego mógła się odciąć. Skutkiem tego jest objadanie a nie np. głodzenie lub wzięcie noża i zabicie własnej matki...

      Usuń
  6. hej, natrafilam wlasnie na twojego bloga,ma już trochę lat, jak się czujesz teraz?

    OdpowiedzUsuń